Z Albertem Egelandem rozmawia Mariusz Łaciński. Od lat zajmujesz się optyką Czy można z kiepskiej jakości sprzętu zrobić coś o wyższym standardzie?

Wszystko można rozkręć i skręcić, tyle tylko, że z lornetkami jest tak , że można je użyć do patrzenia albo wyrzucić na śmietnik. Generalnie biorąc lornetki dzielą się na takie na jeden dzień i takie na całe życie. Jeśli kupuje się produkt dobrej firmy nie trzeba nic rozkręcać. Lornetka jest tak zrobiona, że może upaść i nic się jej nie stanie albo wpaść do wody ody na 5 metrów i nic się do niej nie wleje. Lornetki na jeden dzień z tak zwaną czerwoną optyką są z bazaru… Jak mówię czasem, że nawet na odważnik się nie nadają. Ale pomówmy o optyce wojskowej.

Widziałem, że masz polską wojskową lornetkę i popracowałeś nad nią tak, że obraz jest z najwyższej półki. Jaka więc powinna być lornetka dla żołnierza naszych czasów?

Powinna przede wszystkim być lekka i wodoodporna, wypełniona azotem, który obniża punkt roszenia na wewnętrznych elementach optycznych i oczywiście o bardzo dobrych parametrach optycznych oraz odporna na upadki. Dostałem kiedyś do oczyszczenia  japońską lornetkę  z lat 60. ubiegłego wieku. Jej konstrukcja i jakość wykonania wzbudzała respekt. W innej  też z lat 60. wszystkie smary spełniały swoją rolę jak gdyby była smarowana wczoraj.

W moim  przekonaniu minęło dostatecznie dużo czasu od zaprojektowania lornetki dla Wojska Polskiego w latach siedemdziesiątych ub. Stulecia. Nadszedł czas, aby wyprodukować dla naszej armii nowy model sprzętu korygujący wady poprzedniego. Równie ważne jest wykorzystanie  najnowocześniejszych rozwiązań w technologii optyki  takich jak na przykład nowe powłoki antyrefleksyjne na elementach optycznych oraz nowe materiały na elementy mechaniczne, czy nowe trendy w projektowaniu całego przyrządu.

 Dlaczego – Twoim zdaniem – nasze zakłady optyczne nie modernizują lornetek używanych przez Wojsko Polskie?

To, że Wojsko Polskie używa lornetek – można by tak rzec – muzealnych  to już jest część  innej historii. Doprowadzono do tego, że dawna wielka fabryka optyczna PZO mieści się teraz… w garażu przy ulicy Grochowskiej w Warszawie i dla polskiego wojska robi się lornetki właśnie w garażu. Może tak ma być?

Państwo tej wielkości co Polska musi mieć zaplecze produkcyjne w zakresie optyki. Tu nie trzeba wiele mówić. Każdy, kto ma jakąkolwiek wiedzę na temat techniki wojskowej wie, że optyka jest dla sił zbrojnych niezbędna. Bez niej nie ma obserwacji, rozpoznania pola walki, celowania i tak dalej.

Wróćmy do lornetek. 

Jak mówiłem współczesne lornetki są gumowane. Ale przypomnę tu słynną lornetkę Fujinon 7×50 FMTR – SX .Najistotniejsze są tu dwie litery M i T –marine tested . Zanim została wprowadzona do służby i na rynek była przetestowana przez U.S. Navy pod wszystkimi kątami. Była nawet zatapiana i nic.  W polskiej tak zwanej zetce można to było zrobić, żeby była lżejsza, mniejsza i niezawodna. Gdyby tak było, służyłaby przez co najmniej następne 30 lat. Wystarczy pójść do sklepu i zobaczyć nasze lornetki Delta Optical. Nie wszystkie modele są udane, ale niektóre spełniają wszelkie współczesne standardy. To może nie jest najwyższa półka, ale to jest rodzima, polska myśl optyczna.

Wielu ludzi zachwyca się lornetkami firmy Swarovski. Kosztują nie mało, czy są warte tych cen?

Moim zdaniem, to jest sprzęt dla snobów. Na przykład nowy model  lornetki Vanguard  Endeavor ED II jest cztery  razy tańszy i  ma korekcję wad optycznych na tym samym poziomie jak Swarovski. Oczywiście Swarovski to jest top, ale jak ktoś ma lornetkę za 10 tys. zł. Swarovskiego to nie patrzy przez nią tylko jej pilnuje, żeby jej ktoś nie  ukradł.

A jak z jej odpornością na wstrząsy?

No przecież Swarovskim nikt nie będzie walił o ścianę. Przypuszczam, że z tym dali sobie radę. Jak mówiłem: wojskowa lornetka musi być przede wszystkim niezawodna na polu walki. To nie jest sztuka, pobrać z magazynu sprzęt, a potem coś się stanie, bo różne rzeczy mogą się przydarzyć i już lornetka ma tak zwanego zeza.  Każdy, kto miał z nią do czynienia  wie doskonale, że musi być niezawodna w każdych warunkach. Powtarzam – niezawodna.

A jaka jest, Twoim zdaniem, przyszłość optyki wojskowej?

To są drony. Chodzi o to, by rozdzielczość była jak największa, a zatem informacje z pola walki były jak najbardziej precyzyjne, żeby żołnierz przyszłości miał je wszystkie na wyświetlaczu nahełmowym.  Okular nahełmowy ułatwia obserwację, a przecież jest to jest optyka plus cyfrowe przetwarzanie obrazu z kamer w głowicy tak jak w dronach. Prawdopodobnie doczekamy się czasów, że lornetka pójdzie do muzeum, a zobrazowanie   ola walki pojawi się właśnie w nahełmowym okularze wprost z dronów czy z satelity.