O Krynicy najgłośniej w mediach bywa w czasie słynnego, wrześniowego forum ekonomicznego. Ale warto tu przyjechać tak że zimą.

Statystycznie w skali roku możemy w Krynicy (właściwie: Krynicy-Zdroju) liczyć na przynajmniej 150 śnieżnych dni w roku. Pobliska Jaworzyna Krynicka choć ma zaledwie 1114 m. n.p.m. to mikroklimat ma niemal alpejski. A widok – przy dobrej pogodzie – na Tatry jest jednym z najpiękniejszych, Na szczycie znajdziemy łatwe do nauki “ośle łączki”. Nie brak tu też tras dla bardziej zaawansowanych. Stroma “piątka” posiada nawet homologację FIS-u. Dwuipółkilometrowy zjazd popularną “jedynką” należy do najdłuższych w Polsce. A na pewno jest najdłuższym oświetlonym, więc krótki zimowy dzień nie będzie przeszkodą dla amatorów białego szaleństwa.

Oczywiście dla tych, którzy nie chcą skorzystać z uroków nocnego życia uzdrowiska.  Obok wód mineralnych jedną z popularniejszych metod leczenia jest tu kuracja… tańcem. I to w  XIX-wiecznych willach zbudowanych w tzw. stylu szwajcarskim. Nie są one muzealnym skansenem, ale nadal służą jako kawiarnie czy pensjonaty. Taniec na parkietach, na których w walcu czy tangu popisywały się nawet koronowane głowy, to przeżycie nie mniejsze niż Taniec z Gwiazdami.

Z zabytkowych budowli na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Stary Dom Zdrojowy. Wybudowany pod koniec XIX wieku nazywany był początkowo Dworcem Zdrojowym. I rzeczywiście ruch był tu jak na dworcu, gdyż było to główne miejsce spotkań najznamienitszych gości kurortu. Bawił tu choćby Marszałek Piłsudski. W stylowej kawiarni, która wprawdzie nie jest już jedynym miejscem najważniejszych spotkań, nadal odbywają się dansingi. W ponad stuletniej Małopolance, do tej pory znajdziemy klimat charakterystyczny dla monarchii austro-węgierskiej i Galicji. Dość powiedzieć, że przed wojną swój miesiąc miodowy spędzała holenderska tu księżniczka Juliana z księciem Bernardem. Spacerując po Bulwarach Dietla czasem ma się wrażenie, że profesor którego imieniem nazwany jest deptak, też się zaraz pojawi.

Jedna z willi nad Kryniczanką – Romanówka – jest jak najbardziej przeznaczona do zwiedzania. To filia nowosądeckiego Muzeum Okręgowego. Znajdziemy tu największą kolekcję malarstwa Epifaniusza Drowniaka, a także pamiątki z nim związane: kredki, notesy, fotografie. Całemu światu bardziej znany był jako Nikifor. Ponieważ mówił niewyraźnie, więc uważany był za człowieka upośledzonego. Nie mając innej możliwości, wyrażał się w malarstwie. Mimo braku artystycznych szkół, potrafił oddać charakter galicyjskich miasteczek, dworców kolejowych czy kościołów. Pomnik Nikifora stoi przy wejściu na deptak. To akurat jedno z tych miejsc, gdzie szczęśliwie nie jesteśmy zasypani straganami z pamiątkami. Jest ich tylko kilka. Nie może za to zabraknąć fotografów. Zanim nastała moda na “selfie” pamiątkowe zdjęcia robili profesjonaliści. Na krynickim deptaku najpopularniejsze jest atelier uliczne z pieskiem i figurą kucyka. Zimą dochodzi do tego obowiązkowy model przebrany za bałwanka. Nic dziwnego, że szczególnie w czasie ferii, jest on oblegany przez szkolną dziatwę. Dzieci mają też swoją własną atrakcję:

Muzeum Zabawek Bajka, które mieści się w Nowych Łazienkach Mineralnych. Jego najcenniejszym eksponatem jest wykonana w 1884 roku lalka Gaultiera o korpusie z koziej skóry. Nie brakuje popularnych misiów czy miniatur i domków dla lalek. Uwagę zwraca miniaturka kuchni. Sto lat temu nie było tak surowych przepisów bezpieczeństwa. Kuchenka miała więc swój zbiorniczek na paliwo, można było “naprawdę gotować” w żeliwnych garnuszkach, a z komina buchała para. Nie wiem też co by powiedziały różne sanepidy na odlewanie ołowianych żołnierzyków. Każdy znajdzie tu coś dla siebie: od wspomnień z dzieciństwa, po uniwersalne myśli. Mottem Muzeum są słowa Henry’ego Fieldinga “Są zabawki dostosowane do każdego wieku, od grzechotki do tronu, a każdy z ich właścicieli jednakowo je sobie ceni – każdy swoją”.

Oczywiście nie można pominąć powodu dla którego Krynica stała się słynna. To wody mineralne. W Krynicy znajdziemy cztery pijalnie wód. Niektóre – np Mieczysław czy Słotwinka- oferują tylko jeden gatunek. Wszystkie źródła znajdziemy w zmodernizowanej Pijalni Głównej. Estetów może zrazić nieco jej wygląd, bo zewnętrzna elewacja niespecjalnie pasuje do starszych fasad. Jednak warto tam zajrzeć nie tylko w celu leczniczej dawki wody mineralnej. Po ostatniej przebudowie akustyka w środku jest doprawdy rewelacyjna. Porównanie może jest nieco na wyrost, ale mediolańska La Scala też nie wygląda imponująco z zewnątrz. Zazdroszczę artystom i słuchaczom licznych koncertów. Wszak Krynica szczyci się posiadaniem własnej Orkiestry Zdrojowej. Ich niemal codzienne koncerty (poza poniedziałkami i wtorkami) przyciągają kuracjuszy i turystów. Muzyka jest tu nieodłącznym elementem kuracji, a walory akustyczne odnowionej pijalni doceniłby sam Jan Kiepura, dla którego Krynica była najlepszą salą koncertową.

Mieczysław Pawłowicz