Przed wejściem do kina Muranów stoi urocza fontanna.

W otoczeniu socrealistycznej architektury wygląda nieco zaskakująco i w głowach zmierzających do, czy wychodzących z kina widzów może rodzić się pytanie czy stała tu od zawsze? Czy to ona jest na swoim miejscu a otaczające ją osiedle to późniejszy przybysz? Otóż nie, fontanna spod kina Muranów to warszawski wędrowiec, który nigdzie zbyt długo miejsca nie zagrzał. Do końca wojny przyozdabiała plac Bankowy. Przeniesiono ją pod kino wraz z powojenną przebudową tego miejsca. Ale nie była to jej oryginalna lokalizacja. Pierwotnie stanęła tam, gdzie dziś pręży się na cokole Adam Mickiewicz. W 1898 roku w setną rocznicę urodzin wieszcza ustąpiła mu pola, przeprowadzając się na plac Teatralny. Stamtąd po kilkunastu latach powędrowała na Bankowy.
Ktokolwiek dzisiaj wsłuchałby się w szmer tryskającej z fontanny wody być może usłyszałby opowieść o tym z jakim trudem dbałość o higienę torowała sobie drogę do umysłów mieszkańców Stolicy. Fontanna spod kina Muranów bowiem zaprojektowana została nie tylko po to aby cieszyć oczy Warszawiaków, wraz z trzema siostrami – między innymi wspaniałą fontanną z ogrodu saskiego – były zbiornikami wyrównawczymi pierwszych warszawskich wodociągów.
W połowie XIX wieku władze Warszawy spostrzegły wreszcie fatalne warunki sanitarne w jakich egzystowało miasto. Higiena, a raczej jej brak – w początkach wieku przeciętny Warszawiak brał kąpiel średnio półtora raza w roku – od stuleci stanowiła palący problem. Postanowiono temu zaradzić budując pierwsze publiczne wodociągi. Dzieło zaprojektowania inwestycji powierzono architektonicznemu omnibusowi, Henrykowi Marconiemu. Facet stawiał pałace (m.in. Radziwiłłów na Miodowej), kościoły (np. p.w. Wszystkich Świętych), hotele (Europejski), a nawet dworce kolejowe (Dworzec wiedeński), dlaczego nie miałby poradzić sobie z wodociągami. Włoch wziął się do roboty i niebawem w ogrodzie saskim usypano wzgórze, na którym stanęła świątynia Westy, kryjąca wewnątrz wieżę ciśnień (pamiątką po tych pracach jest także staw, powstały w miejscu wykopu), a już w 1855 roku wodociągami do ustawionych na ulicach wodozbiorów popłynęła woda.
Na efekty inwestycji nie trzeba było długo czekać. Po jej uruchomieniu odpowiednie słupki skoczyły w górę i Warszawa po raz pierwszy w swojej historii zanotowała dodatni przyrost naturalny. Wcześniej oczywiście przybywało w niej mieszkańców, ale było to wynikiem migracji, tymczasem w mieście umierało więcej ludzi niż się w nim rodziło. Teraz było odwrotnie. Jednak dostarczana przez wodociągi woda nie nadawała się do spożycia. Można było się nią umyć, używać do innych celów, ale herbatka z niej zaparzona mówiąc delikatnie podśmiardywała. Marconi nie wiedzieć czemu ujęcie wody i stację pomp zaprojektował u wylotu ulicy Karowej, w miejscu gdzie tradycyjnie od lat zrzucano warszawskie ścieki. Nie pomogły naturalne piaskowe filtry. Woda nie nadawała się do picia.
Zasłużony wielce Prezydent miasta Sokrates Starynkiewicz sięgnął po najcięższą artylerię. Do Warszawy sprowadzono fachowców najwyższej klasy: Wiliama Lindleya wraz z synami, którzy zaprojektowali najnowocześniejsze wodociągi jakim była w stanie podołać ówczesna technika. Od 1886 roku z warszawskich filtrów popłynęła do kranów czysta woda. I płynie do dziś.

Dominik Rutkowski