Oto kolejny odcinek dziennika pokładowego spisanego przez młodych uczestników rejsu Pogorią dookoła Europy. Opisują etap między Malagą a Gibraltarem. Portal Polskamowi.pl jest patronem medialnym rejsu. Wkrótce kolejne relacje.

30 maja

Kacper:

Dzień zaczął się od pobudki, która była inna niż dotychczas. Była utrzymana w klimacie westernów rodem z Dzikiego Zachodu. Okazała się bardzo skuteczna, gdyż na poranną rozgrzewkę stawiła się prawie cała ekipa w iście wybornych humorach. Wszyscy byli gotowi na nowe wyzwania. Ruszyliśmy z kopyta. Wiatr wiał z zawrotną prędkością 30 węzłów i o mało nie porwał nam żagli. Upalny dzień minął bez większych niespodzianek. Wieczorem jak zwykle odbyła się msza, po której rozpoczęliśmy grę „Tajemniczy Przyjaciel”. Polega ona na tym, że członkowie załogi (uczniowie, nauczyciele oraz oficerowie wachtowi) losują z woreczka imię i nazwisko jednej osoby i odtąd aż do portu w Lizbonie będą się starać robić tej osobie drobne niespodzianki i prezenty. W tej zabawie niestety nie będą uczestniczyć 4 osoby, które szykują się do opuszczenia Pogorii i powrotu do Polski. Zaczęliśmy się już powoli z nimi żegnać, nie obyło się bez wzruszeń, słów wdzięczności i podziękowań za wspólny rejs. Po spotkaniu jedni z nas udali się do ciepłych koi, a inni pełnić służbę na nocnej wachcie nawigacyjnej.

P.S. Długo nie pospaliśmy, ponieważ o godzinie 3:45 został ogłoszony próbny alarm opuszczenia statku. Zebranie się przy szalupach ratunkowych zajęło nam 7 minut, co nie zachwyciło kapitana i zapowiedział nam następne alarmy w celu podniesienia naszej „skuteczności bojowej”.

31 maja

Poranek wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Tuż po apelu, spuściliśmy na wodę ponton, który miał przetransportować nasze dzielne załogantki: Agnieszkę, Dorotę, Julię oraz Zosię, na suchy ląd. Pogoda była przepiękna, wiatr dosyć słaby ale mimo to przed obiadem były dwa alarmy do żagli. Po południu płynęliśmy głównie na silniku, żeby zdążyć na czas do kolejnego portu. Nasza zabawa w cichego przyjaciela ruszyła pełną parą. Już tuż po śniadaniu widać było pierwsze prezenty oraz laurki. Atmosfera na statku zmieniła się również nieco. Raz po raz ktoś przemykał z czymś schowanym w rękawie, zaglądał ukradkiem do cudzych kajut, podpytywał kto gdzie śpi. Niektórzy działali zupełnie solo, jeszcze inni łączyli się w zespoły współpracujące ze sobą. Co chwila ktoś gdzieś stał na czatach. Lub skradał po cichu. Najpopularniejsze prezenty to słodycze, miłe liściki, ręcznie robione bransoletki ale także deser w postaci galaretki schowanej w lodówce i paczka z kisielem w ręcznie wykonanej, misternej oprawie. Wieczorem dobiliśmy do portu w Gibraltarze a po bardzo rozśpiewanej Eucharystii grzecznie udaliśmy się spać. Jutro czeka nas zwiedzanie półwyspu.

1 czerwca

Dzień Dziecka i urodziny Mateusza. Jeden z oficerów wachtowych, Łukasz sprawił nam wszystkim wspaniały prezent i oprowadził nas bardzo ciekawą trasą po Gibraltarze. Oto jak owa wycieczka wyglądała z Jego perspektywy:

Poranek powitał nas przy nabrzeżu portu w Gibraltarze. Tego dnia czekały na nas dwa wydarzenia. Po porannym apelu i postawieniu bandery, uczciliśmy urodziny Mateusza. Było odśpiewane Sto Lat, były życzenia i uściski, była wreszcie pyszna szarlotka pieczona w statkowym kambuzie. Drugą kwestią było postanowienie zdobycia górującego posępnie nad miasteczkiem szczytu Skały, przez miejscowych zwanej Upper Rock. Młodzi adepci żeglarstwa, zawczasu poinformowani o trudach planowanej wycieczki, niemalże w komplecie zdecydowali się na zabawę w odkrywców.

Po przemierzeniu uroczych uliczek miasta, weszliśmy na schody prowadzące ku szczytowi. Lawirując pomiędzy domami i ulicami, zdawały się one nie mieć końca. Z czasem jednak, zasapani, nie wiedzieć czy ze zmęczenia czy tez z powodu coraz bardzie zapierających dech w piersiach widoków, dotarliśmy pod drzwi zamku, stanowiące wejście na teren parku krajobrazowego. Stamtąd, nadal zdobywając wysokość krętymi uliczkami, mijając kolejne fortyfikacje, których czas budowy sięgał XVIII wieku, doszliśmy do następnego punktu naszej wycieczki – kolejnych, równie stromych jak i pnących się wysoko w górę, schodów. Pozostaje sobie tylko wyobrazić radość malującą się na twarzach ich zdobywców.

Pokonawszy ostatnie stopnie, dotarliśmy w szczytowe partie Skały, gdzie powitały nas liczne małpki – makaki. Dość szybko zostaliśmy przez nie oswojeni, gdy małpy zaczęły nam zabierać łakocie, wskakiwać na plecy a nawet rozpinać plecaki w poszukiwaniu pokarmu. Jeszcze tylko widok ze szczytu na pięknie widoczne cztery strony świata i ruszamy dalej, w stronę południowego wierzchołka, gdzie znajduje się budzące grozę wielotonowe działo baterii O’Hara. Stamtąd rozpoczęliśmy zejście w dół, jednak było ono o wiele bardziej emocjonujące niż dotychczas pokonana trasa. Wąską i krętą ścieżką, meandrując miedzy skałami i bujną roślinnością, schodziliśmy wschodnim, dzikim i stromym zboczem. Po drodze mijaliśmy tunel wykuty w skale, groty i kolejne elementy opuszczonych dział fortyfikacji, ostatecznie docierając do południowego cypla półwyspu, Punktu Europa, będącego jednym z najdalej na południe wysuniętych miejsc Europy. Tam tez podziwialiśmy rozpraszającą mroki morza latarnię z 1841 roku oraz odwiedziliśmy pomnik poświęcony gen. Sikorskiemu i jego towarzyszom, którzy zginęli w katastrofie lotniczej w 1943 roku.

Nastał czas powrotu. Tunelami wykutymi w skale, nadmorską promenadą, zmęczeni, lecz nadal pieszo, wróciliśmy na pokład Pogorii. Pomimo wysiłku, jaki wiązał się z wycieczką pieszą, wszyscy dzielnie podołali uciążliwościom trasy. Odkrywcy szybko zjedli kolację i oddali się w objęcia swoich koi, by dać ukojenie obolałym stopom. Kapitan jednak czuwa nad hartem ciała i ducha. Alarm manewrowy, wyjście z portu, kolejne wezwania do stawiania żagli nocą – morska rutyna szybko powróciła.