Każdy spacer z naszym psem stanie się prawdziwą przyjemnością i będzie służył naszemu zdrowiu  gdy będziemy przestrzegać kilku zasad.

Po pierwsze starajmy się uniknąć sytuacji, w której idziemy wprost na inną osobę z psem. Takie spotkania są niebezpieczne. Psy idą na wprost siebie tylko w sytuacji ataku. Naturalnym zachowaniem psa przy poznawaniu innego czworonoga jest obchodzenie go łukiem, ustawiając się bokiem i unikając bezpośredniego kontaktu wzrokowego. To psu daje czas na rozpoznanie informacji i zamiarów nowo poznanego kolegi albo koleżanki. Zachowanie dystansu jest dla psów bardzo ważne w procesie wzajemnego poznawania się. Machanie ogonem, zwłaszcza szybkie i gwałtownego jest raczej oznaką podenerwowania niż zalewu nagłej sympatii. Powolne ruchy ciała i wolne machaniem ogonem to sygnał, że weryfikacja przebiegła pozytywnie.

Nie wiadomo dlaczego zakładamy, że nas pies musi polubić się z każdym spotkanym spanielem, wyżłem czy jamnikiem. To tak, jakbyśmy sądzili, że każda Kasia, Basia i Zenon staną się od razu naszymi przyjaciółmi. To tak nie działa. Dlatego, włóżmy trochę wysiłku i nawet idąc wąskim chodnikiem lub przez ciasne przejście nie pakujmy naszego psa, który powiedzmy ma usposobienie hippisa na wakacjach pod łapy zadziornego wilka, lubiącego bić się w każdy poranek. Najlepiej po prostu zmienić trasę, a jeśli nie chcemy tego robić to trzeba zawrócić i poczekać chwilę. Nie liczmy na to, że ktoś nas przepuści. Zadziałajmy z wyprzedzeniem. W ekstremalnym przypadku odsuńmy się jak najdalej i odgrodźmy psa naszym ciałem. Najważniejsze to nie zatrzymywać się. Im szybciej psy się miną, tym lepiej. Na szerokiej ulicy odsuńmy się jak najdalej. Można na przykład wykorzystać stojące samochody i schować się za nie.

Po drugie wyrzućmy z głowy przekonanie, że pies na spacerze musi się wyszaleć. I najlepiej będzie, gdy zostanie mu rzucona piłka albo patyk osiemdziesiąt  razu z rzędu. Jest też opcja dla leniwych czyli wrzucanie psa na godzinę i dłużej w bandę innych nakręconych psów. A my w tym czasie spokojnie pogawędzimy o pogodzie i polityce z innym właścicielami psów. Potem jesteśmy bardzo zdziwieni, że pies „po taaakim spacerze” odpoczywał w domu zaledwie 10 minut i znowu dostał głupawki. No cóż, po takiej dawce bodźców i emocji trudno usiedzieć na zadku. Poza tym, nieustanną zabawą, gonitwą, brakiem spokojnego wałęsania się po okolicy można wpędzić psa we wszelkiego rodzaju nerwice i natręctwa. Nie twierdzę, że nasz pies nie powinien bawić się z innym czworonogami. Wszystko jednak trzeba robić z umiarem, zwłaszcza jeśli mamy oznaki, chociażby wspomniany niepokój po spacerze (może to być także obsesyjne kopanie dołków podczas przebywania w grupie psów), że dla psa to było po prostu za dużo do ogarnięcia. Skróćmy czas spaceru, ograniczmy liczbę psich kumpli, zmieńmy formę interreakcji z nimi.

Po trzecie pozwól psu węszyć. Węszenie to największa psia potrzeba i zarazem największa przyjemność. Pies poznaje świat dzięki węchowi. Każde obsikane źdźbło trawki, każde ptasie piórko, resztki jedzenia, ślady ludzi to dla psa kopalnia informacji przyswajanych i zapamiętywanych. Węszenie to także czynność, które powoduje, że obniża się poziom stresu w organizmie psa. Kortyzol nie uderza tak w nadnercza i nie niszczy nerek. Pies węszący jest psem szczęśliwym.

Trzymając psa cały czas na krótkiej smyczy, a jeszcze gorzej przy swojej nodze powodujemy, że nie może on poznać otoczenia, a to prowadzi do frustracji, strachu i agresji.

Justyna Zwolińska