Niektóre są skrzętnie ukryte przed wzrokiem przechodniów, inne widzimy codziennie, jadąc do pracy czy po prostu spacerując. Wszystkie jednak mają swoją niezwykłą historię lub tajemnicę. Tym razem w przewodniku PolskaMowi.pl po nieznanej Warszawie Ewa Sztompke opowiada o tym, jak dawniej w Warszawie radzono sobie z problemem nieczystości.

 

W dniu 1 lipca 2013 roku weszła w życie nowa ustawa śmieciowa.  Wystarczy tylko wybrać w drodze przetargu podmiot gospodarczy, który będzie świadczył usługi, odpowiednio posegregować odpadki,  zapłacić i problem śmieci mamy rozwiązany. Oczywiście, my mieszkańcy Warszawy nie decydujemy, kto po nas posprząta, bo robi to za nas gmina. Obecnie tylko 7 procent odpadów jest powtórnie wykorzystywanych, reszta trafia na wysypiska bądź do spalarni. Miejmy nadzieję, że planowane już wkrótce poprawki w ustawie śmieciowej zmienią  te statystyki i wokół miasta nie wyrosną nowe wielkie góry śmieci, a my będziemy cieszyć się czystą i piękną Warszawą.

A jak ten problem rozwiązywali mieszkańcy na przestrzeni minionych wieków? Otóż w dawnej Warszawie śmieci, odpadki i wszystko, co wyprodukował człowiek, lądowało wprost na ulicach. Przechodnie musieli uważać nie tylko pod nogi, aby nie wdepnąć przypadkiem w  to i owo, ale także spoglądać do góry, aby pomyje wylewane przez okno nie znalazły się na ich głowach.  Często więc głośno oznajmiali co parę kroków: „Idzie się, idzie się”, co jednak nie zawsze przynosiło skutek i  czasami ktoś został uraczony takim szczególnym prysznicem. 

Porządniejsi mieszkańcy starej Warszawy wędrowali z odpadkami na Gnojną Górę. Najstarsze wysypisko śmieci powstało za murami miasta na skarpie wiślanej w miejscu, gdzie dziś znajduje się taras widokowy, z którego podziwiamy panoramę Wisły i Pragi. Z rynku dawnej Warszawy prowadziła do niego ulica Gnojna (dziś nosząca nazwę Celna). U jej wylotu od strony wysypiska znajdowała się w murze obronnym brama zwana Gnojną. Rosnąca sterta śmieci, odpadków i fekaliów została więc nazwana Gnojną Górą. Miejsce na wysypisko wybrano nie bez przyczyny. Część nieczystości lądowała bezpośrednio w Wiśle, która dawniej  płynęła znacznie bliżej skarpy. Taki system oczyszczania miasta funkcjonował przez blisko 400 lat.

            Gnojna Góra rosła w siłę, a fetor panujący w mieście, zwłaszcza  w upalne dni, stawał się nie do zniesienia. Podobno cuchnące odpady miały nawet moc  „leczniczą”. W obliczu powiększającej się w XVI wieku liczby chorych na syfilis i z tym problemem sobie poradzono. Chorych na tę przykrą przypadłość zakopywano po szyję w cuchnącej stercie odpadów, wierząc w ich cudowną leczniczą moc. Nie ma żadnych dowodów medycznych na to, że ta kuracja przynosiła jakieś efekty. Jedno jest pewne – prewencja była zachowana.  Z powodu zapachu „uleczony” delikwent  nie miał szans, choć przez jakiś czas, zarażać innych tą chorobą. Nikt do niego się nie zbliżał.

W 1540 roku w Warszawie powołano specjalną policję sanitarną, która nadzorowała warunki sanitarne w mieście i pilnowała bram tak, aby żaden przybysz „nie przywlekł” ze sobą zarazy. Wówczas  nakazano też, aby każda furmanka wjeżdżająca do miasta,  pusta bądź z jakimś towarem, w drodze powrotnej wywoziła śmieci. Inna ustawa apelowała do mieszkańców „…aby mur do większego zepsowania nie przywodzili, aby plugastw nie wymiotali, ani nie wylewali, a kloaki często wychędożyli”. Sto lat później nakazano właścicielom posesji czyścić ulice przed ich kamienicami, a gnój i błoto wywozić na wysypisko. Nakazy te nie były jednak respektowane i na ulicach nadal zalegały śmieci, gnój i błoto.

   Stan sanitarny w Warszawie uległ poprawie dopiero za sprawą marszałka Franciszka Bielińskiego. Z jego inicjatywy powstał  specjalny oddział sanitarny do wywożenia  śmieci  z miasta. Marszałek również kierował Komisją Brukową, utworzoną w 1740 roku. Do zadań komisji należało wybrukowanie warszawskich ulic oraz budowa kanalizacji . Powstały wówczas pierwsze rynsztoki i kanały uliczne, ale płynące nimi ścieki i fekalia lądowały bezpośrednio w nurcie Wisły. Tak było aż do 1880 roku, kiedy to  ruszyła  kanalizacja zaprojektowana przez inżyniera Williama Heerleina Lindleya pierwsza oczyszczalnia ścieków w Warszawie, która znajdowała się w rejonie dzisiejszego Parku Kaskada.

            Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego zakazano składowania odpadków na Gnojnej Górze, a sama Góra zmieniła nazwę na Zieloną. Jednak zbyt zielono tam jeszcze długo nie było, bo choć wyznaczono nowy teren na składowanie śmieci  (nad Wisłą u wylotu ulicy Mostowej), siła przyzwyczajenia robiła swoje.

Później zaczęto wywozić śmieci z miasta. Kary, czyli furmanki wypełnione nieczystościami, wyjeżdżały z miasta w kierunku Wisły wąską, stromą uliczką, a właściwie wąwozem niegdysiejszego strumienia. Na końcu tej niepozornej uliczki zlokalizowano  dla tych specyficznych  środków transportu bazę nazwaną magazynem karowym. Trasa przejazdu wozów karowych to oczywiście dzisiejsza ulica Karowa, która w  początkach XX wieku została zmodernizowana dzięki budowie wiaduktu im. Doktora Stanisława Markiewicza (lekarz higienista).

W okresie zaborów sytuacja sanitarna w centrum miasta uległa nieznacznej poprawie czego, niestety, nie można było zauważyć  na peryferiach ówczesnej Warszawy. Przykładem takiego stanu rzeczy może być przedstawiony w „Lalce” Bolesława Prusa obraz Powiśla. Dzielnica ta powstała w dawnym korycie Wisły. Budowę na tym ternie rozpoczęto dzięki osuszaniu terenów poprzez wysypywanie śmieci i  ziemi spod fundamentów nowo powstających kamienic. Baczny obserwator Warszawy – Bolesław Prus tak opisał tej rejon miasta: „Wokulski  doszedł do brzegu Wisły i zdumiał się. Na kilkumorgowej przestrzeni unosił się tu pagórek najobrzydliwszych śmieci, cuchnących…, a o kilkadziesiąt kroków dalej leżały zbiorniki wody, którą piła Warszawa”.

W 1912 roku  powstała w Warszawie przy ulicy Spokojnej, niedaleko Cmentarza Powązkowskiego, pierwsza spalarnia śmieci, która działała do 1944 roku. Większość odpadków wywożono jednak  poza rogatki Warszawy i składowano na wysypiskach. Przed rokiem 1939 funkcjonowały cztery duże wysypiska: Szczęśliwice (rejon ulicy Drawskiej), Stare Bródno (Lasek Bródnowski przy ulicy Głębockiej, Moczydło na Woli i ulica Okolska (teren Warszawianki).

W 1927 roku powołano zaś instytucję odpowiedzialną za  utrzymanie czystości w Warszawie – Zakład Oczyszczania Miasta. Po II wojnie ZOM przekształcił się w Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania Miasta. Przez lata PRL-u  była to jedyna firma dbająca o porządek w mieście. Niesegregowane odpady trafiały na wysypiska w Markach, Łubnej czy Radiowie,  tworząc ogromne cuchnące góry śmieci.

W 2000 roku otwarto na Targówku Zakład Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, na terenie którego znajduje się pierwsza w Warszawie elektrownia komunalna opalana śmieciami. Tu również odzyskuje się po uprzedniej segregacji surowce wtórne, które przerabia się  na przykład  na żużel Organiczne odpadki trafiają do kompostownika. Jednak jest to tylko około 7 procent warszawskich śmieci. Większość nadal wywozi się na wysypiska. Nieprędko dogonimy takie stolice europejskie jak Berlin, Oslo czy Sztokholm, gdzie tylko 10 procent odpadów komunalnych trafia na wysypiska a 90 procent poddawanych zostaje recyklingowi.

Udało się  za to skutecznie  rozwiązać problem ścieków. Zapomnieliśmy już o cuchnących rynsztokach spływających prosto do Wisły. Dzisiaj oczyszczalnia ścieków „Czajka”,  zlokalizowana na  warszawskiej Choszczówce,  dba o  to, aby tylko całkowicie oczyszczone dzięki zaawansowanym technologiom ścieki zasilały nurt Wisły.

Wysłuchała Anna Krzesińska

fot. Anna Krzesińska

Więcej ciekawych opowieści znajdziemy w Sekretach Warszawy.