Święta czy przedłużone weekendy (w tym roku kalendarz jest niezwykle łaskowy) to czas leniuchowania większości z nas i wzmożonej pracy… amatorów cudzego mienia. PolskaMowi.pl pyta detektywa, analityka ds. bezpieczeństwa, autora bestselleru „Porady na zdrady” Marcina Popowskiego, jak ustrzec się włamania do domu czy mieszkania.

            Na początek warto uzmysłowić sobie, że nawet najskuteczniejsi policjanci nie są w stanie w pełni ochronić naszego mienia, jeżeli sami nie będziemy o nie dbali.
Podstawą zabezpieczenia mieszkania są drzwi z dobrymi atestowanymi zamkami oraz okna, które również powinny być wyposażone w zamki albo w antywłamaniowe rolety. Warto też mieć w domu sejf. Pamiętajmy również, aby po każdym remoncie, kiedy zostawialiśmy klucze ekipie budowlanej wymienić wkładki w zamkach. Co kilka lat należy też prewencyjnie zmienić zamki. Złodzieje rozpracowują bowiem każdy nowy zamek, który pojawia się na rynku. Warto więc kupić zamek za granicą – najlepiej nieznanej firmy i nietypowy.

Powinniśmy uzmysłowić sobie, że najpewniejszym miejscem dla przechowywania pieniędzy, cenniejszej biżuterii, akcji i obligacji jest po prostu bank. Złodzieje bardzo szybko potrafią bowiem odnaleźć biżuterie i pieniądze pod ubraniami i bielizną, w torebkach po cukrze, pod dywanem, w kuchence gazowej czy za obrazami. Możemy też zostawić szczególnie cenne precjoza na czas wyjazdu u rodziny.
Najlepszym zaś strażnikiem naszego mieszkania na dzisiejsze czasy jest po prostu nasz sąsiad, oczywiście pod warunkiem, że mamy z nim dobre relacje. To on w czasie naszej nieobecności może wyjąć korespondencję ze skrzynki, posprzątać ulotki z wycieraczki, a nawet wieczorem zapalić światło w mieszkaniu. Możemy też kupić czujnik, który wystarczy zaprogramować, aby podczas naszej nieobecności włączał światło na kilka godzin. Ma to symulować, że w mieszkaniu toczy się normalne życie i może to odstraszyć przypadkowego złodzieja. Jeżeli na naszej klatce schodowej będzie się kręcił ktoś obcy, to sąsiad może zapytać czego ktoś szuka i tym samym spłoszyć potencjalnego złodzieja.
Są dwa typy złodziei – pierwsi to amatorzy, którzy dokonują przypadkowych włamań. Tacy amatorzy cudzej własności dostają się do naszego mieszkania, np. znajdującego się na parterze czy na pierwszym pietrze przez słabo zabezpieczony balkon, licząc, że coś uda się im zgarnąć. Drugi typ to złodzieje-profesjonaliści, którzy zanim kogoś okradną długo go obserwują. Wiedzą gdzie dana osoba pracują, do której szkoły uczęszczają jej dzieci i znają stałe nawyki. To, ile wyniosą, zależy od tego ile mają na to czasu. Niekiedy jest to tylko opróżnienie domowego barku i zabranie leżących na wierzchu przedmiotów, czasem możemy wrócić do domu i zastaniemy tylko gołe ściany.

            Niekiedy sami jesteśmy sobie „winni”, że ktoś się do nas włamie. Nie powinniśmy bowiem afiszować się bogactwem, unikajmy przygodnych znajomości i nie zapraszajmy nowo poznanych ludzi, zwłaszcza kiedy mieszkamy samotnie. Ponadto złodzieje często „lustrują” nasze piwnice i na podstawie np. schowanych tam kartonów wnioskują co mamy w domu. Często po zakupie telewizora, kina domowego czy komputera właśnie tam wynosimy puste pudełka.

            Dobrym zabezpieczeniem jest zainstalowanie kamery, działającej w oparciu o wi-fi albo strumieniowy przesył danych np. w przedpokoju czy pokoju – w przypadku jakiegoś ruchu w mieszkaniu zacznie ona nagrywać film, a my zostaniemy powiadomieni, że w naszym mieszkaniu czy domu znajduje się intruz. Wtedy możemy zawiadomić policję. Warto jednak zainwestować w dobrą kamerę, aby można było rozpoznać twarze złodziei (stanowi to dodatkowy materiał dowodowy). Ceny takich sprzętów zaczynają się od 500 złotych.  Warto też pomyśleć o założeniu alarmu albo monitoringu – o szczegóły należy pytać w jednej z agencji ochrony.

Wysłuchała Anna Krzesińska

anna.krzesinska@polskamowi.pl