Niektóre są skrzętnie ukryte przed wzrokiem przechodniów, inne widzimy codziennie, jadąc do pracy czy po prostu spacerując. Wszystkie jednak mają swoją niezwykłą historię lub tajemnicę. Tym razem w przewodniku PolskaMowi.pl po nieznanej Warszawie Ewa Sztompke opowiada o światłach wielkiego miasta.

Trudno sobie wyobrazić sytuację, kiedy to nocą w Warszawie gasną wszystkie światła, a gwiazdy i księżyc kryją się za chmurami. Ciemności egipskie okalają miasto. Aż strach wyjść na ulicę. A jednak aż do połowy XVIII wieku mieszkańcy Warszawy, skazani na takie ciemności, musieli sobie radzić z codziennym funkcjonowaniem w nieoświetlonym mieście.
Jedynym źródłem światła na ulicach dawnej Warszawy były pochodnie. Bogatsi mieszczanie wynajmowali sobie miejskich pachołków, konnych lub pieszych, którzy po zmroku odprowadzali ich we wskazane miejsce, oświetlając ogniem drogę, a pojazdy magnatów miały asystę służby z pochodniami. Dbając o bezpieczeństwo przeciwpożarowe przy bramach pałacowych umieszczano specjalne gaśniki, w których przed wejściem na posesję zostawiano pochodnie. Były to ociosane bryły kamienne z wyżłobionymi dwoma lub trzema otworami. W Warszawie takie gaśniki zachowały się w trzech miejscach: przy Pałacu Raczyńskich (ul. Długa 7), Pałacu Biskupów Krakowskich (Miodowa 5) i Pałacu Branickich (od strony ul. Podwale). Dzisiaj zgadywanie przeznaczenia tych dziwnych urządzeń jest ulubionym pytaniem zadawanym turystom przez warszawskich przewodników. Pierwsze latarnie (lampy opalane olejem) zawisły na bramach prowadzących do Warszawy: Krakowskiej i Nowomiejskiej oraz na Ratuszu na Rynku Starego Miasta. Stało się to w 1754 roku za sprawą ówczesnego prezydenta Warszawy Jana Feliksa Dulfusa. Magistrat powołał nawet ławnika miejskiego Hochiera na stanowisko sprawującego władzę nad odpalaniem lamp. Na kolejne latarnie musieliśmy jednak trochę jeszcze poczekać. 22 grudnia 1777 roku z inicjatywy Jego Królewskiej Mości Stanisława Augusta Poniatowskiego podjęto uchwałę o stopniowym oświetlaniu ulic, poczynając od ulic „pierwszorzędnych”. Na tych ulicach latarnie zawieszano co piętnaście łokci. Zważywszy na długość łokcia w tamtych czasach (około 57 centymetrów) lampy pojawiały się mniej więcej co 8,5 metra. Na bocznych ulicach oświetlano wejścia do każdej posesji.  Nadal jednak było to bardzo mizerne oświetlenie miasta.
Po trzecim rozbiorze urzędnicy pruscy wprowadzili zawód latarnika. Pełnili go zarówno weterani wojenni jak i młodzi chłopcy, którzy za pomocą przenośnych lampek oświetlali nocą drogę przechodniom. Najwięcej tych oświetlaczy można było spotkać późnym wieczorem przy ulicy Miodowej, kiedy to „warszawska śmietanka” wychodziła z Teatru Narodowego, funkcjonującego w latach 1779-1833 w budynku przy placu Krasińskich. Kiedy miasta europejskie oświetlane już były latarniami gazowymi, Warszawa nadal tonęła w ciemnościach. Po raz pierwszy gaz w latarniach zastosowano w Anglii już w 1798 roku, a piętnaście lat później oświetlono cały Londyn. W Królestwie Polskim uznano taką inwestycję za drogą i Warszawa musiała czekać na lepsze czasy. W końcu w 1865 roku lampy gazowe zapłonęły na Starym Mieście, w Śródmieściu i na Powiślu. Palniki zasilane gazem z butli dawały światło zbliżone do płomienia świecy. Codziennie były one zapalane przez latarnika i gaszone przed godziną drugą w nocy. Powiększająca się ilość latarni i rosnące zużycie gazu spowodowało podjęcie decyzji o budowie gazowni. Pierwsza powstała gazownia na Powiślu przy ulicy Ludnej, druga zaś na Woli przy ulicy Dworskiej (dziś Kasprzaka). W 1905 roku Warszawę nocą oświetlało około osiem i pół tysiąca latarni gazowych, w których w międzyczasie zmieniono konstrukcję źródła światła. Otwarte płomienie zastąpiono żarowymi siatkami Auera, przez co natężenie światła wzrosło czterokrotnie.
Już w 1901 roku podjęto decyzję o budowie w Warszawie na Powiślu elektrowni. Projekty budowy były przez pewien czas skutecznie blokowane przez Towarzystwo Dessauskie, eksploatujące lampy gazowe. Właściciele oświetlenia gazowego słusznie obawiali się konkurencji nowocześniejszego sposobu oświetlania miasta. Ostatecznie znaleziono rozwiązanie polubowne. Towarzystwo Dessauskie otrzymało zgodę na przedłużenie koncesji i dalsze użytkowanie lamp gazowych, które choć stopniowo wymieniane na elektryczne, oświetlały Warszawę jeszcze przez kilkadziesiąt lat.  Budowa elektrowni na Powiślu została zaś ukończona w 1904 roku i od tej pory Towarzystwo Elektryczności prowadziło stopniową wymianę latarni. Liczba gazowych lamp z roku na rok powoli malała, a w Warszawie robiło się coraz widnej i weselej. Miasto oświetlały już nie tylko elektryczne latarnie, ale również kolorowo świecące neony i reklamy. Ponownie Warszawa pogrążyła się w mroku w czasie II wojny światowej. Wraz ze zniszczeniem miasta uliczne oświetlenie przestało istnieć. Po wojnie, jeszcze w 1945 roku, uruchomiono 20 latarni gazowych i 800 elektrycznych. W kolejnych latach przybywało w Warszawie nowych punktów świetlnych. Zmieniały się rodzaje żarówek stosowanych w latarniach od energochłonnych lamp żarowych poprzez rtęciowe i fluorescencyjne do wysokoprężnych sodowych i innych energooszczędnych. Dziś w Warszawie świeci przeszło sto tysięcy latarni elektrycznych, do tego neony, reklamy i bilbordy, a także iluminacje wielu obiektów architektonicznych. Pięknie wygląda Warszawa każdej nocy, a szczególnie urokliwie w okresie Bożego Narodzenia. Odwiedzający nas turyści z całego świata są często zachwyceni warszawską świąteczną iluminacją. W pogoni za nowoczesnością i ekonomią gdzieś zapodział się romantyzm. Żadna żarówka nie świeci tak urokliwie jak stara, piękna i wysłużona latarnia gazowa. A tych na szczęście w Warszawie zachowało się trochę. Jest taka ulica, która nocą wygląda jak sceneria z baśni Andersena. To niewielka uliczka Agrykola, która jest w całości oświetlana latarniami gazowymi w liczbie 35. Wszystkie ręcznie zapalane i gaszone – jak łatwo się domyśleć przez latarnika. Wysłuchała Anna Krzesińska

Więcej ciekawych opowieści znajdziemy w poprzednich odcinakach Sekretów Warszawy.