Czy można jeść intensywnie pachnącą kanapkę w przedziale pociągu? Jak właściwie wręczać kwiaty? Czy wypada pisać: „Witam” na początku e-maila albo wysłać SMS-a po 21.00?

Odpowiedzi na te pytania zna Adam Jarczyński, autor wydanego właśnie podręcznika savoir-vivre’u „Z klasą, na luzie”.

 

– Można powiedzieć, że – dzięki wieloletniemu doświadczeniu w roli szefa protokołu – jest Pan fachowcem od dobrych manier. To Adam Jarczyński wybrał savoir-vivre, czy savoir-vivre Adama Jarczyńskiego?

– Elementy protokołu, a dokładnie jego część poświęcona koordynacji wydarzeń specjalnych, to faktycznie część mojej pracy, ale to właśnie savoir vivre, te dobre maniery, towarzyszą mi, zarówno w pracy, jak i poza nią. Adam Jarczyński został wychowany w duchu dobrych manier, a później uznał, że jest to na tyle ciekawe, że można się zająć tym zawodowo. Choć co to za praca, jeżeli sprawia tak ogromną przyjemność? To w sumie pasja.

 

– Na co dzień jest Pan związany z branżą public relations, ale prowadzi też bloga i rubrykę prasową o tym, jak należy się zachować. Kto je czyta – Ci już obyci czy raczej ci, którzy chcą w szybkim tempie doszlusować do ludzi klas wyższych?

– Z informacji zwrotnej od czytelników, od redakcji, dzięki analizie użytkowników mediów społecznościowych, tworzy się czytelnik o bardzo zróżnicowanym przekroju – jest ten, który z chęcią się czegoś nowego dowie, ten, który ugruntuje swoją wiedzę, rozwieje wątpliwości, ale i ten, który powie, że to oczywiste, dziecinne łatwe i nikomu przecież niepotrzebne. Jeżeli jednak by tak było, nie powstawałyby książki na temat bon tonu. A jest ich niemało, na całym świecie. A pytań wciąż przybywa.

 

– Jakie było najdziwniejsze zagadnienie z zakresu dobrych manier, z którym zgłosili się do Pana czytelnicy?

– Nie chciałbym być niedyskretny, bowiem te jaskrawe, pojedyncze przykłady są naprawdę dość wyjątkowe albo nawet ekstremalne. Ale można powiedzieć, że często mamy po prostu wątpliwości z zasadami dotyczącymi pierwszeństwa – kto, kiedy, przed kim. Czy kobieta pierwsza wyciąga dłoń do powitania, czy mężczyzna? Okazuje się, że wiele osób nie stawia linii pomiędzy pracą a życiem towarzyskim i żywo przenosi zwyczaje nieformalne na grunt zawodowy, co osoby o konserwatywnym postrzeganiu relacji zawodowych może zadziwiać i denerwować.

 

– Dla wielu savoir-vivre to relikt zamierzchłych czasów, wynalazek arystokracji, która chciała być bardziej dystyngowana od pospólstwa. Dziś bogactwo nie zawsze idzie w parze z dobrymi manierami. A dlaczego, Pana zdaniem, warto mieć te dobre maniery i wiedzieć, jak – na przykład – powinno się wręczać kwiaty?

– Samo wręczanie kwiatów, a dokładniej ujmując właściwe – czyli zielonym do dołu, bez papieru  bądź folii – jest czynnością, powiedzmy, optymalną, estetycznie najlepszą. Jeśli wręczy się je w inny sposób, nie zrobi się nikomu krzywdy, ale sposób, który opisałem, jest najzręczniejszy. Samo „znanie” zasad nie czyni nas jeszcze osobami kulturalnymi i w niczym nam nie pomaga. Dopiero ich właściwe wykorzystanie, stosowanie do okoliczności, które przecież są zmienne, albo często również ich naginanie, pozwala nam poczuć się pewniej. Ale odejdźmy na chwilę od naszego dobrego samopoczucia. Dobre maniery to również dbanie o dobrą atmosferę, dobre samopoczucie – jakkolwiek by to górnolotnie nie zabrzmiało – osób dookoła. Wiem, że nie powinienem jeść intensywnie pachnącej kanapki w przedziale pociągu, bo najprawdopodobniej będzie to przeszkadzało podróżnym. Tak samo nie położę nogi, nawet najczystszej, na siedzeniu przed sobą, bo ktoś może się poczuć niekomfortowo. Są konwenanse, które da się wytłumaczyć, które mają swoje korzenie w kulturze danego kraju, społeczności. Wprawdzie część z nich może być faktycznie stworzona z przesadą, mogą być już nieaktualne, ale wiele to praktyczne zalecania dotyczące spokojnego funkcjonowania pośród innych.

 

– A czy savoir-vivre ma sens w czasach maili, komórek, Facebooka i Snapchata? Czy jest na nie czas w epoce, gdy wszystko robi się szybciej, łatwiej i coraz mniej refleksyjnie?

– Oczywiście, pomijając wątek, o którym już wspomnieliśmy, to tworzy się nam właśnie nowa era zasad dotyczących etykiety, którą wprawdzie mamy już od jakiegoś czasu, ale co rusz ktoś poddaje w  wątpliwość, czy formuła powitalna  „Witam” na początku korespondencji jest elegancka, czy nie. Idąc dalej w „elektronikę” – czy wypada wysłać SMS-a po 21.00? Proszę też zwrócić uwagę na telefon komórkowy, a w zasadzie na jego permanentną obecność w naszym życiu, która doprowadziła do tego, że rozmawiając z drugą osobą, co chwila musimy rzucić okiem, czy czasem coś się nie stało w naszym kręgu znajomych, czy nie ma więcej lajków etc. Wspominając o zasadach panujących w mediach społecznościowych, albo raczej o zapotrzebowaniu na te zasady, warto poruszyć choćby kwestię praw autorskich, oznaczania znajomych na zdjęciach, których oni nie są świadomi. Zdecydowanie savoir vivre ma współcześnie sens, bez względy czy jest się Z-em, X-em, Millenialsem czy Henrykiem.

 

– Niedawno wydawnictwo „Znak” opublikowało Pańską książkę „Z klasą, na luzie”. To w gruncie rzeczy podręcznik savoir-vivre skrojony na miarę XXI w., ale we wstępie pisze Pan: „Nie jest sztuką znać zasady – sztuką jest wiedzieć, kiedy można je łamać”. Przekora czy wynik przekonania, że dziś nie da się podchodzić do savoir-vivre’u tak sztywno jak wtedy, kiedy powstawał?

– Przede wszystkim praktyka. Ślepe stosowanie się do regułek nie zawsze przynosi oczekiwane rezultaty i nie zawsze jest najlepsze. Co innego przepis na ciasto drożdżowe – tam cukiernik musi zrobić wszystko zgodnie z zaleceniami, bo w innym wypadku ciasto nie będzie doskonałe albo w ogóle nie będzie nadawało się do zjedzenia. Nie zachęcam do łamania kodeksu drogowego, ale czasem zdroworozsądkowe odejście od sztywnej zasady może być zdecydowanie bezpieczniejsze niż kurczowe się jej trzymanie. Tak samo w życiu – warto się zachowywać tak, by nie doprowadzić do kolizji towarzyskiej.

 

– I na koniec – skoro jest Pan też autorem książek – jakaś zasada savoir-vivre związana z książkami.

– Czytać jak najwięcej!