Planowany na piątek atak szczytowy trochę się komplikuje. Po nocy spędzonej w camp 2 na wysokości 6200 metrów Monika wraz zespołem miała iść dalej do camp 3 (7200 m.). Niestety zaczął wiać porywisty wiatr i sypać śnieg. W takiej zadymce jedyna rozsądna decyzja to poczekać. Portal PolskaMowi.pl jest patronem medialnym wyprawy.

Zdrowotnie jest super, męczy mnie jedynie wysokogórski kaszel, na który nie ma lekarstwa.  Pozdrowienia z drugiego obozu na wysokości 6200 metrów. Szaleje wichura i sypie śnieg – relacjonuje reporterce PolskaMowi.pl Monika Witkowska.

Tymczasem na stronie naszej podróżniczki pojawiła się kolejna cześć bloga z wyprawy, który tam pisze – wysłana dzięki uprzejmości niemieckiego kolegi-wspinacza.

2 lipcaBase Camp (4800 m), 27 dzień wyprawy. Hurra! Koledzy z Polski!

Trochę psychicznie odżyłam… Różnie między Polakami bywa, ale jak przez dłuższy czas nie ma z kim pogadać w ojczystym języku, to docenia człowiek co znaczą rodacy i swojska mentalność. Wspominani wczoraj tragarze, którzy pojawili się w bazie, faktycznie byli zwiastunami polskiej ekspedycji. Wystarczyło spojrzeć na przyniesione przez nich beczki obklejone naklejkami Fundacji im. J. Kukuczki. Poza tym przyniesiono też narty – tu już nie miałam wątpliwości, że muszą należeć do Andrzeja Bargiela, który zamierza zjechać z K2 (potem Andrzej zdradził, że ma tych nart… 6 par!). Po jakimś czasie chłopcy nadeszli – zmęczeni (ja też po tym dniu trekkingu byłam wypompowana), ale przy kolacji na którą zostałam zaproszona, całkiem długo żeśmy sobie pogadali (do swojej docelowej bazy chłopcy mieli jeszcze tylko 2 godziny drogi, jednak zostali w bazie pod Broad Peakiem na noc). Właściwie to są to dwie polskie ekipy, ze względu na koszty korzystające z tej samej lokalnej agencji (dzięki temu dzielą się kosztami permitu, oficera łącznikowego, transportu, organizacji obozu bazowego etc). Jedna grupa, której liderem jest Jurek Natkański, to ci którzy przygotowują się do zimowej wyprawy na K2 (ze znanych mi – m.in. Janusz Gołąb czy Darek Załuski). Druga ekipa to wspomniany Andrzej Bargiel plus jego brat (Bartek, zwany „Młodym”) i zaufani kumple-pomagierzy (wielu z nich to zakopiańscy TOPRowcy). Cieszę się, bo jak już zakończę akcję na Broad Peaku i zgodnie z planem przeprowadzę się do bazy pod K2 żeby kibicować tym, którzy będą tam działać (po cichu liczę że przynajmniej do jedynki na K2 się wybiorę), będę miała fajne, a zarazem ciekawe towarzystwo. W Polsce brakuje czasu na różne rozmowy – w górach tego czasu będzie pewnie aż za dużo .

Przy kolacji w mesie przystrojonej tak, że chłopcy nazwali ją „chińskim burdelem” (czerwona wykładzina, błyszczące obrusy, kwiatowe girlandy i ogólnie czerwonawe światło) wspominaliśmy sobie przygody z dotarcia do base campu. Gdzieś tam po drodze, na dojeździe do Askole, chłopcy mieli jeść obiad, ale że był to jeszcze okres ramadanu, a okolica była dość konserwatywna, miejscowy imam podczas nabożeństwa napuścił lokalsów na niewiernych łamiących obowiązujące zasady. Podobno zrobiło się nieprzyjemnie – jedzenie chłopcy w końcu dostali, ale w jakiejś mocno zakamuflowanej formie, w kartonach itp.

Z innych newsów to: po pierwsze – razem z polską ekipą pojawił się w bazie Richard, Peruwiańczyk, który nie idzie na K2, tylko zostaje na Broad Peak. Wydaje się bardzo miły, chce być pierwszym Peruwiańczykiem z Koroną Himalajów i Karakorum (ma na koncie już większość ośmiotysięczników).  Po drugie dotarła do nas smutna wiadomość że na niedalekiej Nanga Parbat zaginęło dwóch podobno bardzo doświadczonych wspinaczy (Hiszpanie?). To już kilka dni temu, w międzyczasie szukano ich z wykorzystaniem helikoptera, ale bez efektu. Niestety, można się domyśleć, co to oznacza…

A co do nas to ostatecznie stanęło na tym, że atak szczytowy będzie (Inszaallah – jak się tutaj mówi, czyli jak Bóg sprawi…) w piątek.  Ruperth (nasz lider) wyrusza do góry z naszymi Szerpami już jutro, z zamiarem zaporęczowania drogi powyżej obozu trzeciego (muszą to zrobić, bo wszystkie obozy im za to poręczowanie zapłaciły). Każdy z ekipy ma sam zdecydować kiedy chce wyjść i w jakim układzie – tak by spotkać się w czwartek w C3. Np. Eduard z Chrisem i Lorenzem wychodzą we wtorek, od razu do dwójki, podczas gdy ja z Grace i Manfredem wybieramy wersję „nie zajechać się”, co oznacza że wyruszamy jutro niespiesznie do jedynki, we wtorek równie niespiesznie do C2, w środę do C3, tam robimy sobie dzień przerwy i w nocy z czwartku na piątek na szczyt (jak się da – Inszaallah).
Cały blog znajdziesz TUTAJ
Więcej informacji o wyprawie znajdziecie tutaj.

Anna Krzesińska