Za komuny mówiono, że socjalizm ma czterech wrogów; wiosna, lato, jesień, zima. Dzisiaj jest podobnie; ciągle nam źle! Albo za gorąco albo za zimno. Deszcz – niedobrze, upał…??
No właśnie: jak sobie radzić w upały?
Kilka porad, które nie będą stosowane z racji innych przyzwyczajeń, ale może warto spróbować. Kto spróbuje raz, będzie stosował często, bo warto.
Terenowa Toyota, którą telepaliśmy się kilka dni; w kurzu i słońcu po pustynnych serpentynach Karakorum, podjechała pod schody nowoczesnego Boeinga. Przyjechaliśmy „na ostatnią chwilę”. Byliśmy brudni, spoceni, „ledwo dychaliśmy od gorąca”.
Przywitała nas urodziwa pakistańska stewardessa, a widząc w jakim jesteśmy stanie, zaciągnęła za kotarę i tam wręczyła buchający gorącem frotowy ręcznik. Zwariowała – pomyślałem w pierwszej chwili – upał jak diabli, a ta, z gorącym ręcznikiem. Stewardessa kazała najpierw dokładnie wytrzeć twarz, potem kark, potem…no właśnie…, i kilkakrotnie stopy. Po kilku minutach czułem się jak przysłowiowy noworodek. Zmęczenie minęło jak ręką odjął.
Teraz robię tak: do 2,5 litrowego termosu nalewam gorącą (ok. 60°C) wodę, biorę kilka małych frotowych ręczniczków, i jak jestem w trasie, jest gorąco i zmęczenie bierze górę, staję gdzieś w ustronnym miejscu i zmoczywszy ręczniczek w gorącej wodzie robię dokładnie to co kazała pakistańska stewardessa. Potem kilka przysiadów, i w drogę.
Mój tybetański tragarz nauczył mnie pić w upały gorącą herbatę z masłem i niewielką ilością soli.
W każdym razie: nie pijcie w upały nic zimnego. Jeżeli wodę, to małymi łyczkami – „wodę trzeba jeść, a nie łapczywie łykać”.
Unikajcie COCA-COLI i podobnego typu paskudztw. Wiem, że mam rację.
Wiem też, że moje pisanie „zda się psu na budę”. Ale jeżeli chociaż jeden z naszych Czytelników sięgnie, zmęczony, po gorący ręczniczek – to będzie sukces.
Powodzenia w walce z upałami!
Tak między nami: co to za upały? Przed wojną, panie…
Marian Sajnog