Tuż obok Szpitala Bielańskiego znajduje się nietypowa klinika. Jej ordynatorem jest pan Ludwik, Lutek Zabawka. Polskamowi.pl opisuje, z jakich terapii korzysta.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy zepsuła się huśtawka jego wnuków. Okazało się, że nie ma żadnego serwisu, w którym mogłaby zostać naprawiona. Pan Ludwik, który z wykształcenia jest elektronikiem uznał, że przydałaby się osoba, która będzie naprawiać nie tylko zepsute huśtawki, ale także inne zabawki. Bo przecież złamana rączka czy nóżka lalki, oderwane oczko misia czy zepsuty mechanizm nie oznacza, że ukochana zabawka musi trafić na śmietnik.

 

– Obecnie pracuję nawet po dwanaście godzin dziennie i nie jestem w stanie „wyleczyć” wszystkich pacjentów. Najwięcej trafia do mnie futrzaków Furby.  Utworzyłem nawet specjalistyczny oddział ratunkowy dla tej zabawki i opracowałem technologię szybkiej naprawy. Ostatnio często przyjmuję też huśtawki elektroniczne oraz karuzelki – wyjaśnia pan Ludwik.

Do kliniki trafiają także stare misie i lalki. Niektóre z nich pamiętają nawet czasy przedwojenne. Czasami ktoś przychodzi z „chorą” zabawką z lat młodości, aby po „operacji” móc ją przekazać swoim dzieciom. Niektórzy, z powodów sentymentalnych, za wszelką cenę chcą „wyleczyć” zabawkę, mimo iż koszt naprawy czasami jest wyższy niż zabawki.
Ordynator przyjmuje pacjentów z całego kraju i nie wymaga skierowania od lekarza pierwszego kontaktu. Panu Ludwikowi pomaga wysokiej klasy specjalistka pani Bożena, która nie rozpocznie żadnej „operacji” czy „zabiegu” dopóki nie dowie się, jak dany pacjent ma na imię. Dzieciaki uwielbiają taką szpitalną konwencję. Dzięki temu wiedzą, że ich ukochana zabawka będzie traktowana z szacunkiem i wróci do nich „zdrowa”. Niektórzy dorośli również się w nią „wkręcają”.
– Czasem dzwoniąc do jakiegoś klienta, przedstawiam się, że jestem z kliniki zabawek, mówię, że pacjent jest po operacji wybudzony z narkozy i proszę go odebrać… Niektórzy są zdziwieni, ale większość podchodzi do tego z poczuciem humoru i podejmuje rozmowę. Poza tym kilka razy klienci poszli do szpitala bielańskiego zamiast do mojej kliniki i dzwonili, gdzie ja jestem i co to za „żarty” – uśmiecha się pan Lutek.

Koszt napraw wynosi od kilku złotych do kilkudziesięciu procent wartości danej zabawki. Jak podkreśla pan ordynator – taniej być nie może, bo to precyzyjna praca, która wymaga skupienia, wysiłku, a także nadwyręża wzrok. Tak naprawdę dla pana Ludwika najważniejsza jest jednak radość w oczach dziecka na widok „wyleczonej” zabawki.

– To, co u mnie wywołuje uśmiech na twarzy, to rysunki do pana doktora z dziecięcą prośbą o wyleczenie ukochanej zabawki lub po udanej „operacji” z podziękowaniami. Cieszy mnie to, bo taka radość dziecka jest po prostu bezcenna – podkreśla z uśmiechem pan Ludwik.

Pan ordynator przyjmuje w klinice przy ul. Marymonckiej 105/4, tuż obok Szpitala Bielańskiego. Przed rozpoczęciem „zabiegu” czy „operacji” dokonywana jest bezpłatna wyceny naprawy.

Anna Krzesińska

Fot. archiwum rozmówcy