Od pewnego czasu, tak z sześć tysięcy lat, homo sapiens ma potrzebę wyznaczania miejsc wyjątkowych. Pierwsze były figurki bogów. Potem świątynie. I ponownie figurki, tylko, że w formie pomników „ku czci”. W Polskamowi.pl Mirosław Olędzki wyjaśnia po co ludzkości pomniki.

Historia wszelkich religii jest skrzętnie ukrywana przez współczesnych kapłanów, ale pokazuje, że świątynie zawsze były w tym samym miejscu. Jedynie zmieniało się logo w recepcji i mundurki obsługi. Każdy bóg jest wszechmocny, ale jak zauważył George Carlin: jedynym problemem boga na Ziemi są pieniądze. Tego nie potrafi dać swoim wyznawcom a raczej tego wymaga.  Gdy tysiąc lat temu słowiańskie chramy były zastępowane chrześcijańskimi kościołami, to danina pozostała. To jedyna wspólna inicjatywa każdej religii. To dobrze! Jest jakaś prawidłowość naukowa.  Rzymianie tylko zmienili nazwy greckim bogom. Słusznie! Greccy bogowie byli fajni, barwni i spełniali zadanie utrzymania świątyń i załogi w dostatku. To po co to zmieniać? Chrześcijanie też nie za bardzo się wysilili gdy zastępowali zaratustrianizm. Płomyk, ołtarz, jeden bóg, nawet stroje i terminy świąt zachowali!

Wynika z tego, że człowiek potrzebuje religii. Jakiejkolwiek, byle była. I jeśli już zmieniamy, to róbmy to oszczędnie. Godne podziwu i brania przykładu.

Teraz przejdźmy do cokołów.

Raz na jakiś czas rodzi się ktoś, kogo ludzkość chce upamiętnić. Nie wiem czemu, ale robi to w formie pomnika. Fakt, jest to stosunkowo trwałe utrwalenie w pamięci. Szczególnie dla młodych pokoleń. Bo idąc z dzieckiem na spacer po deptaku, natykam się na ławeczkę ze spiżowym facetem i dzieciaki od razu się przysiadają aby zrobić sobie zdjęcie. Przy okazji pytają: „tato, kto to był ten Tuwim?” Odpowiadam jak ważny dla naszego świata był ten gość. To ma sens. Pomniki dla ważnych ludzi powinny być trwałe.

Tą logiką kierują się też wyznawcy wszelakich ideologii. Uważają, że pomnik sam w sobie stanowi o ważności osobnika stawianego na cokołach. Im więcej figurek z takim osobnikiem – tym ważniejszy.

Czasem rzeczywiście ważny człowiek dostaje absurdalną ilość pomników, co nie wychodzi na dobre estetyce i dobremu smakowi. Jednak wyznacza miarę wielkości. Tęższe umysły subtelnie milczą w tej sprawie, prostacy zaś kpią. Mam na myśli podobizny Gandhiego w Indiach. W Polsce mamy Jana Pawła II.

Ale historia pokazuje, że stawiano też pomniki aby sztucznie kreować wielkość danej osoby. W Korei Północnej  czy na Kubie do dziś stawia się pomniki.

W Rzymie stawiano aktualnym szefom kraju, udowadniając tym ich boskość. Następca zmieniał tylko postać, lub popiersie, ale jak udowodniłem wyżej, miał wzór: Jowisza za Zeusa lub Afrodyta miast Wenus.

Niemcy mieli tysiące pomników i popiersi Adolfa. A Związek Radziecki poszalał z pomnikami jak żaden inny system!  W oby tych przypadkach pomniki zdemontowano…

I tu jest moja refleksja.

Jeśli religie mają niepisaną zasadę przejmowania po sobie budynków i rytuałów, to czemu kolejne systemy polityczne nie mogą przejmować po sobie cokołów na pomniki?

Ludzie!? No zastanówmy się! Skoro wiadomo, że każda kolejna władza ma swoich idoli, których musi, a nawet MUSI  umieścić na cokole, to pozwólmy im. Wyznaczmy dyżurne cokoły na aktualne „uważniane” osoby.

Co z tego, że kiedyś był tu Adolf, potem Włodzimierz, potem Józef a teraz inni? Co to kogo obchodzi? Szkoda czasu na argumenty! Ustalmy te dyżurne cokoły. W każdym mieście po kilka, ze dwa ronda z nazwami na śrubki szybkiego montażu i szlus! Dziś stoi tam ten, za dwa lata inny…

Ważny człowiek to jest na ławeczce w parku, na deptaku lub przed wejściem do muzeum. Tych nikt nie ruszy i nie zmieni. Wielkich ludzi historia nie zapomni nawet bez pomników na każdym placu. A nawet zauważam, że im więcej komu stawiają na siłę pomników tym bardziej historia chce ich pamiętać jako zło lub mierność.

Ale dajmy te dyżurne cokoły do dyspozycji rządzących. Niech tam sobie nocą stawiają, jak lubią po nocy, lub w południe z fanfarami i defiladą jak lubią defilady…

Mądry człowiek i tak wie, że to cokół przechodni, a durny będzie się cieszył, że jego idol jest na postumencie.

I o ileż mniej pustego gadania będzie!

Mirosław Olędzki